Byłem niedawno na wykładzie z zakresu pedagogiki opiekuńczo - wychowawczej. Padło na nim pewne bardzo ciekawe zdanie: "Poczucie bezpieczeństwa dziecka powstaje w obliczu zagrożenia".
Dość paradoksalne i kontrowersyjne stwierdzenie... zazwyczaj współczesnemu rodzicowi wydaje się, że im bardziej będzie chronił dziecko przed wiedzą o rozmaitych zagrożeniach - tym bardziej będzie ono czuło się bezpieczne.
Wielu rodziców z ulgą konstatuje, że wreszcie minęły straszne czasy w których dzieci były wręcz dręczone przez opowieści o Czarnej Wołdze, obcych zabierających dzieci, złych wiedźmach i podstępnych wilkach. Nasi rodzice, dziadowie i pradziadowie z zapamiętaniem straszyli dzieci. "Uważaj. bo pan cię zabierze!", "Nie chodź sam nad jezioro bo cię wiedźma złapie!' itd. itp.
Czyżby oni wszyscy byli po prostu sadystami i napawali się naszym strachem?
"Poczucie bezpieczeństwa dziecka powstaje w obliczu zagrożenia".
No tak - bo przecież jeśli jest zagrożenie, to dziecko biegnie do mamy. Mama (dorosły) jest mu potrzebny. Jeśli w ogóle nie ma doświadczenia lęku, to i nie będzie doświadczenia bezpieczeństwa jakie daje bliska osoba. Strachy spełniały bardzo ważną funkcję wychowawczą - zapobiegały by dzieci narażały się na zagrożenia. Bo przecież świat wcale nie jest jedynie kolorowym, przyjaznym miejscem. I warto to dziecku pomału uświadamiać. Dzięki temu zrozumie, że osoby zapewniające mu bezpieczeństwo są ważne i potrzebne.
A tymczasem wrzucam krótki tekścik "Pechowy dzień". W naszej szkole systematycznie przeprowadzamy z dziećmi pogadanki na temat bezpieczeństwa, przy współudziale straży miejskiej. Myślę również, że nie będzie błędem poruszenie takiego tematu na zajęciach z etyki, w szkole podstawowej. Można "podpiąć" to zagadnienie pod odpowiedzialność za siebie i innych.
Jeśli uznacie, że tekst jest fajny, możecie wykorzystać go na swoich zajęciach.
Pechowy dzień
Zosia ma już dziewięć lat i bardzo
chciałaby sama chodzić do szkoły oraz wracać do domu. Nie jest już przecież
taką znowu małą dziewczynką! Po pierwsze nie bawi się już lalkami, no może
tylko trochę, ale głównie kucykami. Tak jak starsze koleżanki. Po drugie umawia
się ze swoimi przyjaciółkami na ploteczki. Spotykają się w umówionym miejscu i
opowiadają sobie różne historyjki. Zupełnie tak, jak mama i jej koleżanki. Po
trzecie, w świetlicy szkolnej bardzo często prowadzone są zajęcia o
bezpieczeństwie. Zosia była na nich chyba już z tysiąc pięćset razy, a
przynajmniej tak jej się wydaje. Ciągle tylko to bezpieczeństwo i
bezpieczeństwo… w kółko to samo. Wie już na ten temat wszystko. Zosia zaczyna podejrzewać, że dorośli chyba są
w jakiejś zmowie i uwzięli się, żeby ciągle wałkować ten sam temat. Zosia
uważa, że dorośli, tacy jak na przykład rodzice albo panie ze świetlicy - lubią
przesadzać i wyolbrzymiają różne niebezpieczeństwa.
Ciągle tylko „uważaj jak przechodzisz
przez drogę”, „uważaj na światłach”, „ubierz się ciepło”, „nie biegnij”. Komu
chciałoby się tego słuchać? Zosia dobrze pamięta, że już cztery razy przeszła
drogę od swojego domu do szkoły prawie zupełnie sama. Prawie zupełnie sama, bo
mama szła za nią w odległości jakichś dwudziestu kroków. I wiecie co? Nic się
złego nie stało. A przecież, jeśli do tej pory nic złego się nie stało, to –
najwyraźniej – po prostu nie może się stać. Tym bardziej że Ewa, dziewczynka z
jej klasy, wraca sama do domu już od roku. Ewa jest z tego bardzo dumna, a
Zosia czerwienieje z zazdrości za każdym razem, kiedy Ewa bez pytania
kogokolwiek o zgodę może sama wyjść ze szkoły. Ewa często pokazuje wtedy Zosi język
i mówi: „Zosia, Zosia, beksa lala. Mama tobie nie pozwala!”. Zosia wtedy nawet
czasem wybucha płaczem i chce wybiec ze szkoły a potem popędzić prosto do domu,
chociaż nie wolno jej tego robić, żeby tylko pokazać tej przemądrzałej Ewie, że
wcale nie jest beksą, ani lalą, ale całkiem dużą, prawie dorosłą dziewczynką.
Kilka dni temu jednak coś się
zmieniło. Mama uroczystym tonem oznajmiła: „Będziesz mogła sama wrócić ze
szkoły. Zmieniły się godziny mojej pracy i ani tata, ani ja nie damy rady po
ciebie przyjść. Podpisałam już wszystkie możliwe zgody. Tylko proszę cię
bardzo, uważaj na siebie!”.
Zosia usłyszała z tego wszystkiego tylko: „Będziesz
mogła sama wrócić ze szkoły”. Wreszcie pokaże Ewie, że też jest już duża!
Wierzcie lub nie, ale nazajutrz od
samego rana zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Coś, co dorośli nazywają pechem.
Rano mama w łazience stłukła lusterko, które rozsypało się w drobny mak. Z
półki pospadały wszystkie książki, chociaż były ułożone bardzo równo i nikt ich
nie dotykał. Zaciął się zamek w drzwiach. „Dziwne, dziwne” – powtarzała tylko
mama – „co za pech, co za pech!”.
Po drodze do szkoły mamie urwał się
pasek od torebki, wszystkie rzeczy wysypały się na chodnik i trzeba było je
zbierać. Zosi rozwiązały się sznurówki i wywaliła się jak długa na chodniku. Na
szczęście nic jej się nie stało. „Co za pech, co za pech” – powtarzała tylko
coraz bardziej zaniepokojona mama.
W końcu dotarły do szkoły. „Nie
jestem przesądna, i nie wierzę w pecha nic a nic” – oznajmiła mama – „Ale
błagam cię, uważaj na siebie kiedy będziesz wracała ze szkoły, bo dziś jest
pechowy dzień”.
Zosia dostała od mamy buziaka, wpadła
do szkoły i zapomniała o pechu. Nie mogła doczekać się aż miną lekcje i wróci
sama do domu. Wreszcie zadzwonił dzwonek na koniec ostatniej lekcji. Zosia
ubrała się i wypadła przed szkołę. Zaczaiła się na Ewę. W końcu zobaczyła ją
jak wychodzi ze szkoły.
- Ewa, Ewa! – Zawołała – teraz ja też
wracam sama do domu!
Pokazała Ewie język i popędziła przed
siebie. Ewa oczywiście ruszyła za nią w pogoń, wrzeszcząc niemiłosiernie. Zosia
biegła przebierając pracowicie nogami. Nagle – co za pech! Poślizgnęła się na
lodzie i wylądowała na pupie. Ponieważ jednak teren w tym miejscu był pochyły,
Zosia nie mogła się zatrzymać, ale jechała dalej, na dół, gubiąc po drodze
tornister, czapkę i rękawiczki. Co za pech!
Nagle usłyszała głośny dźwięk
klaksonu i wtedy dopiero oprzytomniała. Do tej chwili wydawało jej się, że to
wszystko to po prostu fajna zabawa. Usłyszała pisk hamulców samochodu.
- Dziecko! Co ty wyprawiasz! –
Zawołał jakiś mężczyzna wysiadając z auta.
Nagle Zosia zrozumiała co się stało.
Zajęta uciekaniem przed Ewą przewróciła się i zjechała po stromej skarpie
niemal wprost pod nadjeżdżający samochód. Gdyby kierowca nie zdążył
zahamować, wpadłaby wprost pod koła!
- Nic ci się nie stało, dziewczynko? – Zapytał
kierowca samochodu. Był bardzo wysoki i miał na sobie długi, czarny płaszcz.
- Nie, nic… - Odparła Zosia, wstając
i rozcierając sobie pewną bolącą ją tylną część ciała.
- Mało brakowało, a doszłoby do
bardzo poważnego wypadku – powiedział nieznajomy pan. – Wiesz co, odwiozę cię
do domu. Nie mogę pozwolić, by takiej miłej dziewczynce stała się jakaś
krzywda.
Zosia zauważyła, że całej sytuacji
przygląda się Ewa. Nagle pomysł z podwiezieniem przez miłego pana wydał się
Zosi bardzo fajny. Zauważyła, że ten pan miał bardzo fajny samochód. Ewa
zobaczy, jak ona wsiada do auta i na pewno pomyśli, że przyjechał po nią
specjalnie jakiś bogaty wujek. To ci dopiero będzie zazdrosna!
- Zosia – Zawołała nagle Ewa –
wracaj!
No tak, pomyślała Zosia. Ewa już robi
się zazdrosna. Ja pojadę do domu autem, a ona jak zwykle będzie musiała wracać
do domu na piechotę. Pokazała więc tylko Ewie w odpowiedzi język.
- Po mnie przyjeżdżają samochodem! A
ty wracaj do domu na piechotę! – Zawołała.
Ewa nic nie odpowiedziała. Zosia
szybko pozbierała swoje rzeczy i wsiadła do auta z miłym panem w czarnym
płaszczu. Pan uśmiechnął się tajemniczo i zablokował drzwi.
- Jestem przyjacielem twojej mamy –
wyjaśnił.
- Naprawdę? – Zdziwiła się Zosia –
Nigdy wcześniej pana nawet nie widziałam.
- To nic nie szkodzi – odparł – ale
ja ciebie znam i twoją mamę też.
Samochód ruszył z piskiem opon. Nagle
Zosi przyszło coś do głowy.
- Skąd pan wie, gdzie mieszkam? –
Zapytała zdziwiona.
- Och, nie bądź niemądra – uśmiechnął
się nieznajomy człowiek – skoro jestem przyjacielem twojej mamy, to przecież
muszę wiedzieć takie rzeczy, no nie?
No tak, oczywiście, pomyślała Zosia.
Tylko, kłopot w tym, że Zosia
przecież wiedziała gdzie mieszka, a ten pan jechał w zupełnie inną stronę.
- Musi pan jechać w przeciwną stronę –
Powiedziała Zosia – jedzie pan chyba źle.
- Nie ucz mnie, jak mam jechać –
warknął nagle mężczyzna – wiem to lepiej od ciebie. Najpierw zabiorę cię na
lody, jasne?
- Ale ja nie chcę jechać na lody! –
Zosia nagle bardzo się przestraszyła. Było to takie uczucie, jakby ktoś wylał
jej za kołnierz wiadro zimnej wody. Zrozumiała swój błąd. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę ze swojej sytuacji. Była zamknięta w jadącym samochodzie, z obcym
panem, który wcale, ale to wcale, nie wiózł jej do domu. Nie mogła wysiąść, ani
uciec. Wiele by dała teraz, by znaleźć się w bezpiecznej świetlicy, razem z
innymi dziećmi. Dałaby wszystko, by była z nią mama.
- Proszę – zaczęła cichutkim głosem –
proszę, niech pan mnie wypuści. Ja… ja nikomu nic nie powiem.
- Zamknij się! – wrzasnął obcy
mężczyzna i jeszcze bardziej przyspieszył – chciałem zabrać cię na lody, ale
jesteś bardzo niegrzeczna. Pojedziemy do mnie do domu. Tam pokażę ci różne
rzeczy, które na pewno ci się spodobają. Powinny ci się spodobać, bo inaczej… a
potem zadzwonimy do twojej mamy. Coś za coś. Oddam cię, ale nie za darmo. Albo…
nie oddam cię nigdy. Zobaczymy, na co będę miał ochotę. Teraz jesteś tylko moja
i mogę zrobić z tobą wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy.
Zosia była zbyt przestraszona, żeby
cokolwiek powiedzieć. Mogła tylko myśleć, a i to z trudem. Pomyślała wtedy – "wszystkiemu winien jest pech. Gdybym się nie przewróciła - nie wpadłabym pod
ten samochód. Pechowy dzień, wszystko od samego rana było pechowe".
Jechali tak już dość długo, opuścili miasto i teraz za szybami samochodu ciągnął się ciemny, ponury las. Mężczyzna zerkał od czasu do czasu na Zosię i nawet lekko się uśmiechał, ale dziewczynka była już na tyle duża by domyślić się, że nie jest to życzliwy uśmiech i że nie wróży on niczego dobrego.
Jechali tak już dość długo, opuścili miasto i teraz za szybami samochodu ciągnął się ciemny, ponury las. Mężczyzna zerkał od czasu do czasu na Zosię i nawet lekko się uśmiechał, ale dziewczynka była już na tyle duża by domyślić się, że nie jest to życzliwy uśmiech i że nie wróży on niczego dobrego.
- Co za pech! – syknął nagle przez
zęby obcy mężczyzna.
Zosia zerknęła na niego z
przestrachem i zdziwieniem. Spojrzała przez przednią szybę auta. Drogę zajechał
im policyjny radiowóz z migającymi na niebiesko światłami. Porywacz
błyskawicznie zatrzymał auto, otworzył drzwiczki i popędził w stronę pobliskiego lasu. Policjanci
rzucili się za nim w pogoń.
***
Kiedy Zosia wróciła bezpiecznie do
domu zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze - jeśli dzień jest
pechowy, to jest szansa, że pecha mają wszyscy, także źli ludzie, a nie tylko
ona, i że pech dla jednego może być szczęściem dla kogoś innego. Po drugie
dowiedziała się, że to Ewie zawdzięcza ocalenie, bo właśnie Ewa postanowiła jak
najszybciej pobiec co domu i opowiedzieć babci o dziwnym wujku, który pojawił
się nie wiadomo skąd i zabrał ze sobą Zosię. Babcia Ewy zatelefonowała do mamy
Zosi, a ta od razu zorientowała się, że stało się coś złego i powiadomiła
policję. Tylko dlatego udało się w porę zatrzymać porywacza. Od tej pory Ewa i
Zosia zostały przyjaciółkami.
Następnego dnia w szkole pani
wychowawczyni powiedziała: "ustaliłam z rodzicami, że przez pewien czas nie
będziecie mogli sami wracać do domu. Zgłosiło się kilkoro rodziców, którzy na
ochotnika będą odprowadzali uczniów i uczennice młodszych klas do domów.
Dotyczy to uczniów, których rodzice pracują
i nie mogą odebrać swoich dzieci ze świetlicy w wyznaczonych godzinach".
Zosia cały czas miała w pamięci swoją
straszną przygodę i zastanawiała się, co oznacza tajemnicze zarządzenie pani
wychowawczyni. Dopiero wieczorem, zupełnie przypadkiem, posłyszała cichą
rozmowę rodziców. Było coś, o czym nie wiedziała i o czym rodzice jej nie
powiedzieli. W czasie policyjnej akcji porywaczowi udało się uciec do lasu i
zgubić pogoń. Cały czas więc przebywa na wolności. A skoro tak, istnieje
możliwość, że kiedyś, może całkiem niedługo, ten człowiek pojawi się znów
niedaleko szkoły. Być może waszej.
Pytania do tekstu:
1.
Dlaczego Zosia bardzo chciała wracać
sama do domu?
2.
Czy Ewa i Zosia wychodząc ze szkoły
zachowywały się ostrożnie? Co mogły zrobić dziewczynki zamiast wzajemnego
przezywania się i gonienia?
3.
Co przytrafiło się Zosi?
4.
Czy Zosia postąpiła dobrze, wsiadając
do auta z nieznajomym? Co ty zrobiłbyś w tej sytuacji?
5.
Czy łatwo jest odmówić obcej,
dorosłej osobie?
6.
W jaki sposób Ewa pomogła swojej
koleżance z klasy?
7.
Jak myślisz, co wzbudziło podejrzenia
Ewy?
8.
Dlaczego Zosi nic się nie stało?
9.
Dlaczego pani wychowawczyni
zarządziła, żeby wszystkie dzieci przez pewien czas wracały pod opieką
dorosłych?