Książkę przeczytałem w jeden dzień. Po prostu nie mogłem się od niej oderwać. Myślę sobie, że jest to biografia, która powinna jakoś szerzej zaistnieć w zbiorowej świadomości, tak samo jak postać Stefana Ossowieckiego.
Niejednokrotnie przecież fascynujemy się różnego rodzaju niesamowitościami, głównie zza granicy. Z jednej strony niby szczycimy się "racjonalnym" spojrzeniem na świat, ale z drugiej lubimy oglądać filmy, w których główną rolę grają "nadprzyrodzone" siły, potwory z kosmosu, ludzie obdarzeni super - zdolnościami. Ponieważ świat to ogląda, świat się tym interesuje, a zatem i najwięksi "trzeźwo myślący" czują się w jakimś stopniu usprawiedliwieni. A tutaj, w tej książce mamy niesamowitość najwyższej próby, i to z naszego rodzimego "podwórka".
 |
Stefan Ossowiecki, źródło: Wikipedia |
Sprawa jest bowiem w najwyższym stopniu zdumiewająca. Stefan - będąc czternastoletnim dzieckiem z pięciorgiem rodzeństwa - odkrywa w sobie niezwykły dar. Chodzi o zdolność telepatii, która pozwala mu zaskakująco trafnie odczytywać myśli, odczucia i zamiary innych osób.
Oczywiście wszystko to rozgrywa się jeszcze w otoczeniu rodziny i nie może być w żadnym wypadku brane poważnie, podobnie jak pokazy wykonywane później w czasach studenckich, gdy manifestuje się u niego zdolność psychokinezy. Niemniej robi karierę w Moskwie, gdzie spotyka tajemniczego Żyda, który nie tylko udziela mu wielu cennych porad dotyczących niezwykłego daru, lecz także przepowiada odzyskanie niepodległości przez Polskę, co faktycznie następuje.
Natomiast wiele do myślenia daje etap kariery Stefana Ossowieckiego, która rozwija się błyskawicznie wśród elit II Rzeczypospolitej. Ossowiecki szybko zdobywa wielką popularność, na początku w Warszawie, a potem w całej Polsce. Wśród jego znajomych jest wiele znakomitości: Józef Piłsudski, generał Kazimierz Sosnkowski, książę Stefan Lubomirski, profesor Charles Robert Richet, laureat nagrody Nobla. Nie bez przyczyny pojawiają się te nazwiska, ponieważ wszystkie owe znane osoby stają się naocznymi świadkami umiejętności Ossowieckiego, a wiele z nich potwierdza wyniki eksperymentów swoimi podpisami.
Gdyby Ossowiecki żył w dzisiejszych czasach, z pewnością moglibyśmy nazywać go celebrytą. Kobiety za nim przepadają, ma w sobie coś intrygującego. Bardzo łatwo nawiązuje znajomości, jest odbierany jako osoba niezwykle ciepła i serdeczna, choć kiedy trzeba potrafiąca postawić na swoim. Tak jest na przykład w przypadku pokazów niezwykłych zdolności jasnowidza - Ossowiecki starannie dobiera sobie "widownię". Często nie godzi się na pokazy dla zwykłej "hecy". Natomiast pomaga ludziom będącym faktycznie w potrzebie. Niejednokrotnie świadczy swoją pomoc całkiem bezinteresownie:
"Baron Eugeniusz Rothschild przyjechał do Ossowieckiego, by sławny jasnowidz pomógł mu odnaleźć zaginiony testament spisany przez jego stryja. Przysłużył się miliarderowi. Bezbłędnie wskazał właściwe miasto, dom, skrytkę i... nie wziął za to ani centa".
Mniej więcej na tym etapie ujawnia się u niego jeszcze jedna zdolność, dość "popularna" i szeroko omawiana w tamtym czasie, mianowicie umiejętność postrzegania czegoś, co określa się mianem "aury energetycznej". Ossowiecki twierdzi, że jest w stanie ocenić stan zdrowia danej osoby, co faktycznie często mu się udaje. Ponadto posługując się tą zdolnością trafnie przepowiada rychłą śmierć:
"W wieczór poprzedzający wyjazd prof. Geleya - pisał Ossowiecki - prosiłem, aby odłożył tę podróż. Nie zgodził się jednak na to, twierdząc, iż konferencji w Londynie niepodobna odkładać. 4 lipca 1924 roku rano udali się na lotnisko mokotowskie, ale gdy pilot lecącego do Paryża samolotu dowiedział się co zawiera bagaż profesora, przestraszony odmówił wylotu, nawet w obliczu kary pieniężnej (w walizce profesora znajdowały się pewne przedmioty uzyskane podczas sensu spirytystycznego). Geley wsiadł więc do samolotu pocztowego, który wkrótce po starcie spadł na kartoflisko. Śmigło odcięło profesorowi wierzch czaszki".
O dziesiątkach podobnych zdarzeń, gdy sprawdzały się ostrzeżenia i przeczucia Ossowieckiego można przeczytać w książce. Ja ze swojej strony mogę do niej gorąco zachęcić. Pokazuje ona nie tylko ciekawą postać, ale też ciekawą epokę, gdy spirytyzm był w modzie i całkiem poważnie traktowano możliwość istnienia "świata duchów", a nawet przeprowadzano w tym zakresie mnóstwo badań i eksperymentów.
Jest to dobra propozycja nie tylko dla czytelników interesujących się historią, ale - w moim odczuciu - dla wszystkich poszukiwaczy niesamowitości. W tym przypadku nie jest to niesamowitość o której można by powiedzieć, że jest "naciągana". W książce znajdziemy opisy eksperymentów, doświadczeń, z których Ossowiecki wychodził obronną ręką i to w stopniu daleko wykluczającym zwykły przypadek. Do tego dochodzą relacje świadków.
Godne uwagi są poglądy Ossowickiego, z którymi można zapoznać się czytając jego książkę "Świat mego ducha i wizje przyszłości". Jasnowidz twierdził, że sposobem osiągnięcia "wyższego poznania" jest rezygnacja z egoizmu. Kochał życie i był patriotą, miał jednak świadomość, że każda jednostka jest śmiertelna, razem ze wszystkimi swoimi doczesnymi dążeniami. Tylko oderwanie się od egoistycznego sposobu widzenia świata umożliwiało mu dostęp do "ponadzmysłowego" poznania rzeczywistości, co w zastanawiający sposób pokrywa się np. z filozofią wschodu. Uważał, że wszyscy ludzie bez wyjątku w najgłębszym sensie są równi i tak samo zasługują na szacunek. Był chrześcijaninem, a jednak twierdził, iż drzwi do "świątyni ducha" wiodą przez bramy różnych kościołów, i dlatego szanował także wyznawców innych religii.
Na koniec sprawa najciekawsza. Mówi się, że Ossowiecki przewidział okoliczności własnej śmierci, twierdząc, że nikt nigdy nie odnajdzie jego ciała. Niedługo przed śmiercią mówił, że nie zostało mu już wiele czasu, i obawiał się, że nie zdąży skończyć scenariusza do filmu. To również się sprawdziło. Jednak ostatnie chwile jasnowidza stanowią zagadkę. Posiadał on bowiem pewien glejt, podpisany osobiście przez Adolfa Hitlera. Otrzymał go jeszcze przed wojną, od wysokiego rangą niemieckiego oficera, w zamian za pomoc w schwytaniu mordercy jego 11-letniej córki. Glejt oczywiście zapewniał Ossowieckiemu pełną nietykalność, a nawet umożliwiał mu ratowanie przyjaciół, na przykład z ulicznych łapanek. Jednak Ossowiecki z jakiejś przyczyny nigdy nie używał glejtu aby ratować samego siebie. Podobno, według relacji przyjaciół, nie chciał tego robić aby nie stawać się w ten sposób poplecznikiem Hitlera. Nie znamy ostatnich chwil Ossowieckiego, można jednak przypuszczać (według relacji żony), iż miał glejt przy sobie, a jednak nie wykorzystał go aby uratować swoje życie.
Książkę szczerze polecam i zachęcam do lektury.