piątek, 17 stycznia 2014

Co nam po tej filozofii?

Filozofia jest w Polsce dość negatywnie postrzegana. Właściwie żadnemu "zdrowo" myślącemu człowiekowi nie wypada zajmować się filozofią. Samo słowo "filozof" stało się synonimem osoby oderwanej do rzeczywistości. Wydaje się, że na taki obraz filozofii i filozofa pracowano u nas w kraju przez całe dziesięciolecia. Tymczasem we wszystkich rozwiniętych społeczeństwach było i jest miejsce dla osób zajmujących się tą dziedziną.

W jednym ze słowników można przeczytać, że "filozofia, to systematyczna, krytyczna refleksja nad człowiekiem, bytem i poznaniem". Brzmi dość tajemniczo... ale co te słowa oznaczają w praktyce? Filozof to osoba, która zastanawia się nad pozyskaną wiedzą i krytycznie ją ocenia.

Weźmy prosty przykład. Telewizja lansuje pewne modele życia. Rzadko kiedy myślimy o niej w ten sposób, a jednak ma ona ogromny wpływ na psychikę milionów ludzi. Podobną rolę pełni Internet. Nieustannie jesteśmy bombardowani reklamami. W popularnych serialach nigdy nie występują ubogie, wielodzietne rodziny. Akcja zwykle rozgrywa się w środowisku ludzi "sukcesu", gdzieś pod Warszawą. Jeżdżą dobrymi samochodami i mają ładne domy. Problematyka głównie obraca się wokół tego, kto z kim ma romans i kto komu "podkłada świnię". Są to produkcje skierowane jak gdyby do starszej plotkarki z małego miasteczka, która lubi podglądać życie sąsiadów. Z tą różnicą, że zamiast wyglądać za okno - wpatruje się w ekran telewizora. Tymczasem w mózg wsącza się papka. Widz pragnie stać się podobnym do bohaterów z telewizji. Chce żyć tak jak oni. Nie potrafi odnaleźć samego siebie, znaleźć czegoś, co właśnie jemu sprawiałoby prawdziwą radość. 

Problem ten dotyka również dzieci i młodzież. Rzeczą kluczową staje się własność i posiadanie jak największej liczby gadżetów. Każdy chce być modny i bogaty. I oczywiście, nie ma w tym nic złego, tak było zawsze. Chodzi raczej o skalę tego zjawiska i jego konsekwencje we współczesnych czasach. Telefon już po roku przestaje być modny, podobnie jak ubranie. Potrzeba dorównania innym staje się tak silna, że ludzie bez większego namysłu zadłużają się w bankach. Tymczasem władza nadal tkwi w błędnym przekonaniu, że jest to proces korzystny, napędzający całą gospodarkę. Owszem, napędza może i gospodarkę, ale Chin i Indii, gdzie produkowane są te wszystkie wyroby. Rośnie zadłużenie, niż demograficzny, zanieczyszczenie środowiska. Problem leży właśnie w tym, że ludzie są zbyt podatni na tego rodzaju manipulacje. Potrzeba "nowego stylu życia" stała się silniejsza nawet niż chęć posiadania potomstwa.

Im społeczeństwo jest bardziej bezkrytyczne, tym lepiej dla banków, korporacji i wszelkiej maści posiadaczy. Kluczem natomiast do uzyskania takiego społeczeństwa jest pozbawienie go zdolności do krytycznego myślenia. Miejsce wyobraźni zajmuje naśladownictwo. Wydaje nam się często, że będziemy szczęśliwsi naśladując postać z telewizji, niż spełniając nasze własne marzenia. Synonimem sukcesu staje się przystojny "doktor z serialu". I tylko taki człowiek zyskuje obecnie powszechny szacunek. To idealna sytuacja dla sprzedawców i bankierów. Żeby "osiągnąć sukces" weźmiemy każdą pożyczkę, zrezygnujemy z posiadania dzieci, będziemy harować w pracy, której szczerze nienawidzimy. W efekcie mamy tysiące lekarzy, którzy poszli na studia dla pieniędzy. Tyle samo sędziów i polityków, którzy myślą jedynie o karierze. 

Czy istnieje jakaś recepta? Oczywiście, że tak. Jest pewna dziedzina, która zajmuje się krytyczną refleksją i posiada silne właściwości demaskatorskie. Nazywa się filozofia. Wprowadzona podczas wychowywania młodych ludzi może w pewnym stopniu zaostrzyć ich krytyczne spojrzenie na świat. Sprawić, że będą bardziej liberalni. Że będą poszukiwali w życiu własnych dróg. Być może część z nich wybierze modele życia zupełnie inne od tych, które lansuje telewizja. Być może "kariera" będzie oznaczała dla nich coś innego - rozwijanie swoich zdolności, sport, pisarstwo, hobby, podróże. Zapewne staliby się bardziej życzliwi wobec innych i mniej przywiązani do "swoich" rzeczy. Zmieniłoby się ich rozumienie "sukcesu". Być może "sukces" zacząłby oznaczać coś innego - miły czas spędzony w gronie znajomych, spokojne popołudnie, wyprawę na ryby, ciekawy film, wieczór spędzony na majsterkowaniu, ładną pogodę w weekend, przejażdżkę na rowerze dla przyjemności, fajne zdjęcie pstryknięte w parku... Ale to niebezpieczne. Oznaczałoby zmiany w sposobie myślenia, mniejszą liczbę klientów, mniejsze dochody, mniejszą sprzedaż, mniejszą kontrolę nad tym co ludzie myślą, robią, i na kogo zagłosują. 

Lepiej pracować nad tym, by filozofia uchodziła za dziedzinę, która jest absolutnie, do niczego i nikomu niepotrzebna. A już broń Boże - by nie znalazła się w szkole.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz