czwartek, 24 stycznia 2013

Jak to działa, czyli terror pieniądza


Zastanówmy się przez chwilę. Wyłączmy na moment telewizję. Zróbcie to na dziesięć minut. Być może niektórzy z Was słyszeli coś o reklamie subliminalnej. Jest to reklama oddziałująca na podświadomość człowieka. W przekazie reklamowym umieszcza się informację, która nie dociera do świadomości, lecz koduje się w podświadomości. Wielu naukowców bagatelizuje znaczenie subliminali, co stoi w zadziwiającej sprzeczności z faktem, że w wielu krajach są one zakazane. Mniejsza z tym. Oddziaływanie subliminalne nie jest potrzebne, jeśli można wpływać wprost na świadomość.


Na pewnym etapie dziejów ludzkości zniesiono niewolnictwo. W całym współczesnym, cywilizowanym świecie jest ono zakazane. Nie można już powrócić do stosunków społecznych sprzed stuleci. Co w takim razie zrobić, jeśli chce się wykorzystać ludzi?

Odpowiedź jest prosta. Należy robić to w taki sposób, by sądzili oni, że podejmują wolne decyzje, a jednocześnie podejmowali takie decyzje jak trzeba. Nie może być tak, że człowiek będzie pracował cztery godziny dziennie. Jeśli bowiem będzie pracował cztery godziny dziennie, nie wypracuje zysku dla banków i korporacji. Trzeba zatem zwiększyć jego potrzeby. Człowiek musi mieć jakąś motywację, by pracować, a nade wszystko - kupować.  

Tutaj ogromną rolę odgrywa telewizja. Pokazuje ona kolorowy, oderwany od rzeczywistości świat. Budzi kompleksy i tęsknoty za „dostatkiem” i wielkomiejskim stylem życia. Wytwarza pseudopotrzeby. Jak długo potraficie cieszyć się nowym samochodem lub telefonem komórkowym? U większości ludzi z którymi rozmawiałem nie trwa to dłużej niż dwa tygodnie. Reklamy nieustannie bombardują nasz umysł, atakują umysły dzieci. 

 Czy zdajecie sobie sprawę jakie są tego skutki? Siedmioletni Kamil gryzie wszystkich naokoło i wrzeszczy „MOJE! MOJE! MOJE!” przekonany, że oto agresor w postaci innego siedmiolatka pragnie zawłaszczyć jego rowerek.  Nie potrafi się dzielić. Uważa za głęboką niesprawiedliwość każdy „zamach” na swoją własność. Trzeba by zadać pytanie antropologom, czy jest to zachowanie genetycznie wpojone, czy może… efekt oddziaływania otoczenia. Istnieją jednak i istniały, ponad wszelką wątpliwość, społeczności w których pojęcie własności prywatnej nie jest znane. Potrzebujesz igłę? - Bierzesz. Potrzebujesz szmatkę? - Bierzesz. Ktoś inny w tym czasie korzysta z Twoich sani, później się zamieniacie. Zachowanie Kamila nie jest więc wcale naturalne! Coś sprawiło, że tak się zachowuje.

Poza tym - warto się zastanowić, czy takie modele gospodarowania własnością, które my nazywamy "prymitywnymi", nie są w istocie znacznie bardziej ekonomiczne niż to, co sami wdrażamy w życie.Przestaliśmy na przykład naprawiać rzeczy. Po prostu je wyrzucamy i kupujemy nowe. W ten sposób niszczymy coraz bardziej środowisko naturalne. Sposób sprzedaży wyrobów jest objęty pewną przemyślaną strategią. Po kilku latach nie ma już kompatybilnych części, naprawa jest nieopłacalna. Nowe programy nie zadziałają na starych sprzętach, nowe sprzęty są zabezpieczone przed instalowaniem starych programów. Czy były one nieskuteczne? Czy nie wystarczałoby je zaktualizować? Nie - koniecznie trzeba stworzyć nowy produkt, który ludzie będą musieli nabyć. To działa praktycznie w każdej dziedzinie.

Mottem współczesnego społeczeństwa jest: „JESTEŚ TYM, CO MASZ”.  Nazywamy to pragmatyzmem, nie wiedząc, że ulegliśmy manipulacji. Że na powrót stajemy się niewolnikami. Pracujemy żeby kupować. Kupujemy żeby pracować. Nigdy nie osiągamy satysfakcji. Zawsze jest za mało. Nie potrafimy odpoczywać. Nienawidzimy siebie nawzajem. Każdy inny człowiek jest wrogiem w walce o posiadanie. Dzięki temu ktoś zarabia na nas, a my – nawet o tym nie wiemy. Jesteśmy wiernymi zgromadzonymi w świątyni Mamony.