Dzięki trwającym wakacjom można pozostawić tematy szkolne nieco na uboczu i zająć się bieżącymi, głośnymi wydarzeniami. Takimi jak chociażby historia Amber Gold.
Prezes, który zgodnie z informacjami medialnymi był już wiele razy karany - zakłada firmę, która przyjmuje od ludzi pieniądze obiecując wysokie zyski. Firma lokuje swoje pieniądze w złocie, a przynajmniej te, których pan Prezes nie lokuje akurat w samochodach i pałacach.
Firma oczywiście jest niewypłacalna, a całe przedsięwzięcie okazuje się wielkim oszustwem. I uwaga - rzecz najciekawsza. Z tego, czego możemy dowiedzieć się z prasy i telewizji wynika, że facet ma pałac wart, ostrożnie szacując, 3 miliony złotych. Do tego dochodzi inny majątek, około 50 kilogramów złota, mieszkania, samochody. Pomimo to - "szanse, by ktokolwiek odzyskał swoje pieniądze są bliskie zeru" - oświadcza dyżurny prawnik i showman polskich mediów.
I cóż z tego, że postawią pokazowo Prezesa przed sądem? I cóż z tego, że grozi mu 5 lat? Z pewnością ma tak dobrych prawników, że 5 lat w więzieniu nie spędzi. A po wyjściu - będzie bogaty, będzie posiadał miliony złotych. To tak, jakby poszedł do pracy za pensję, o której większość ludzi może jedynie pomarzyć. Nie jest rzeczą możliwą, by ktoś, kto wcześniej dopuścił się podobnych matactw, nie wziął pod uwagę możliwości, że sprawa znów wyjdzie na jaw - i nie zabezpieczył się na taką ewentualność. Nikt nie trzyma złota w mieszkaniu, jeśli nie chce, by je znaleziono. Raczej - trzyma je po to, by je znaleziono i nie szukano dalej.
I cóż z tego, że postawią pokazowo Prezesa przed sądem? I cóż z tego, że grozi mu 5 lat? Z pewnością ma tak dobrych prawników, że 5 lat w więzieniu nie spędzi. A po wyjściu - będzie bogaty, będzie posiadał miliony złotych. To tak, jakby poszedł do pracy za pensję, o której większość ludzi może jedynie pomarzyć. Nie jest rzeczą możliwą, by ktoś, kto wcześniej dopuścił się podobnych matactw, nie wziął pod uwagę możliwości, że sprawa znów wyjdzie na jaw - i nie zabezpieczył się na taką ewentualność. Nikt nie trzyma złota w mieszkaniu, jeśli nie chce, by je znaleziono. Raczej - trzyma je po to, by je znaleziono i nie szukano dalej.
Jak to jest możliwe, że pieniędzy nie da się choć po części ludziom zwrócić? To pierwsze pytanie. Drugie brzmi - co się stanie z tym majątkiem, wcale niemałym? Nie będę na nie odpowiadał wprost, niech każdy sobie odpowie.
Sprawy mają się tak, że polskie prawo broni interesów Państwa, a nie obywatela. Porównajcie sobie dwie sytuacje. Zalegacie z opłatą 20zł dla Urzędu Skarbowego. Co się dzieje? US, nie cackając się, powiadamia komornika, który, nawet bez Waszej wiedzy czy zgody ma dostęp do wszystkich Waszych rachunków bankowych.
Może po prostu sobie te Wasze pieniądze wziąć, plus opłaty. Podobnie jest z egzekucją wszelkich zobowiązań dla Państwa, dla banków i instytucji państwowych. Da się? Da się. Prawne procedury są tak skonstruowane, by zwykły obywatel, który nie jest zamożny, był w sposób praktyczny całkowicie bezbronny.
Zupełnie inaczej rzecz ma się gdy zamożny przedsiębiorca oszuka innych obywateli. Państwo NIE MA INTERESU w tym, by ich bronić. Nie ma interesu w tym, by odzyskać ich pieniądze, choć mogłoby to zrobić, tak, jak odzyskuje te 20zł, które Kowalski jest winny Urzędowi Skarbowemu. Zamiast tego, znacznie łatwiej jest przyjąć strategię pt. "ludzie sami są sobie winni, nic nie można poradzić". Dzięki temu pieniądze, zamiast wrócić do poszkodowanych będą mogły łatwiej "wyparować".
Jest to sytuacja tego typu, jakby podróżni jadący dyliżansem zostali zatrzymani przez bandytów przebranych za zakonnice. W pewnym momencie rabusie zrzucają kamuflaż i ograbiają podróżnych. Ci, rzecz jasna poszukują szeryfa. Szeryf owszem, zatrzymuje złoczyńców, ale - stwierdza, że ludzie sami są sobie winni. Po pierwsze, dali się nabrać przebranym zakonnicom. Po drugie, nie czytali dokładnie ostrzeżeń o grasujących na Dzikim Zachodzie bandach. Po trzecie - po co jechali na ten Dziki Zachód?
Reasumując - z tych powodów nie otrzymają z powrotem ukradzionych pieniędzy.
Dlaczego interes Państwa nie jest interesem obywatela? Za tak zwanym "prawem" stoi pewien stan rzeczy, równowaga interesów tych, którzy są najzamożniejsi i mają największą władzę. Jest to oczywiście zaprzeczenie jakiejkolwiek etyki i moralności. Nie jest pomysłem złym czy głupim, by o takich tematach rozmawiać również z uczniami na lekcjach filozofii i etyki w szkołach. Filozofia to nie jedynie historia, ale również ważne sprawy społeczne, polityczne, które dzieją się tu i teraz. Może młodzi ludzie zdecydują się w końcu zmienić te chore przepisy, które interesy zwykłego obywatela stawiają na szarym końcu, zanim błędnie skonstruowany system zawali się doszczętnie.
Jest to sytuacja tego typu, jakby podróżni jadący dyliżansem zostali zatrzymani przez bandytów przebranych za zakonnice. W pewnym momencie rabusie zrzucają kamuflaż i ograbiają podróżnych. Ci, rzecz jasna poszukują szeryfa. Szeryf owszem, zatrzymuje złoczyńców, ale - stwierdza, że ludzie sami są sobie winni. Po pierwsze, dali się nabrać przebranym zakonnicom. Po drugie, nie czytali dokładnie ostrzeżeń o grasujących na Dzikim Zachodzie bandach. Po trzecie - po co jechali na ten Dziki Zachód?
Reasumując - z tych powodów nie otrzymają z powrotem ukradzionych pieniędzy.
Dlaczego interes Państwa nie jest interesem obywatela? Za tak zwanym "prawem" stoi pewien stan rzeczy, równowaga interesów tych, którzy są najzamożniejsi i mają największą władzę. Jest to oczywiście zaprzeczenie jakiejkolwiek etyki i moralności. Nie jest pomysłem złym czy głupim, by o takich tematach rozmawiać również z uczniami na lekcjach filozofii i etyki w szkołach. Filozofia to nie jedynie historia, ale również ważne sprawy społeczne, polityczne, które dzieją się tu i teraz. Może młodzi ludzie zdecydują się w końcu zmienić te chore przepisy, które interesy zwykłego obywatela stawiają na szarym końcu, zanim błędnie skonstruowany system zawali się doszczętnie.