Kierując się zwykłą, prostą ludową mądrością można by rzec: "źle się dzieje w kraju, w którym zamykają szkoły". I będzie to racja. Szkoły powinno się budować, a nie zamykać. Jeśli dzieje się odwrotnie - świadczy to o złej kondycji państwa.
Bardzo mało jest osób, które podchodzą do sprawy właśnie w ten sposób. Wielu napełnionych jest oburzeniem w stosunku do "przywilejów" nauczycieli i z pewnością ucieszyłoby się z "prztyczka" wymierzonego w nos niegdysiejszych dręczycieli.
Cóż jednak z tego prztyczka przyjdzie, jeśli szkoła to fundament każdego kraju. Prztyczek odbije się i wróci do prztykającego - prędzej czy później.
Cała ta likwidacja i redukcja opiera się na pozornie racjonalnym argumencie, to znaczy Wielkim Niżu Demograficznym Który Tłumaczy Wszelkie Zło. Nie ma dzieci, zatem po co szkoły? (Nie mówiąc już o kwestiach takich jak wiek emerytalny).
Jest to niebywale krótkowzroczne postawienie sprawy.Niż demograficzny ma swoje określone przyczyny i należałoby zacząć je eliminować. Tymczasem w Polsce nie robi się praktycznie NIC na przykład w kierunku taniego budownictwa mieszkaniowego.W moim przekonaniu tu właśnie jest pies pogrzebany.
Podam taki, może zabawny przykład, z odbudowaniem Warszawy. Olbrzymie miasto, właściwie doszczętnie zniszczone, udało się jakoś odbudować, i to w kraju, który przecież był osłabiony wyniszczającą wojną. Dzisiaj raczej z uśmiechem patrzymy na zdjęcia ze starych kronik filmowych, przedstawiające uwijających się przy pracy robotników. Zapewne sporo w tym wszystkim było propagandy ale - miasto jakoś stoi. A nie było prawie nic. Na pewno jest to temat na długą dyskusję, a historyk i ekonomista być może nie zostawiliby na mnie suchej nitki. A jednak sądzę, że istnieją sposoby, by budować dobrze, tanio i szybko. Sądzę, że nie robi się tego, by nie psuć koniunktury bankom i deweloperom. I gdzie ci ludzie mają z tymi dziećmi mieszkać?
Podam taki, może zabawny przykład, z odbudowaniem Warszawy. Olbrzymie miasto, właściwie doszczętnie zniszczone, udało się jakoś odbudować, i to w kraju, który przecież był osłabiony wyniszczającą wojną. Dzisiaj raczej z uśmiechem patrzymy na zdjęcia ze starych kronik filmowych, przedstawiające uwijających się przy pracy robotników. Zapewne sporo w tym wszystkim było propagandy ale - miasto jakoś stoi. A nie było prawie nic. Na pewno jest to temat na długą dyskusję, a historyk i ekonomista być może nie zostawiliby na mnie suchej nitki. A jednak sądzę, że istnieją sposoby, by budować dobrze, tanio i szybko. Sądzę, że nie robi się tego, by nie psuć koniunktury bankom i deweloperom. I gdzie ci ludzie mają z tymi dziećmi mieszkać?
Druga sprawa, zapewne w skali globalnej, to pewien system wartości, który się zmienił. Zgadzam się, że wielu ludzi przyzwyczaiło się do wyższego standardu i pragnie mieć więcej niż ich przodkowie sprzed pół wieku. Posiadanie dzieci wydaje się przeszkodą w osiąganiu wysokiego statusu i wygody. Ale tutaj też wiele dałoby się zmienić poprzez systematyczne kampanie społeczne i inne działania, które ułatwiałyby utrzymanie rodziny. Nie mówię tu o pomysłach w stylu "becikowego" ale o takich "prozaicznych" sprawach jak utrzymanie tego samego podręcznika przez kilka lat, żeby rodzice nie musieli ciągle kupować nowych. Zamiast tego lepiej jest iść na łatwiznę i zamykać co się da.
Ciekawe jest również to, że przecież liczba ludności na świecie rośnie w ogromnym tempie. Może rzeczywiście warto zacząć się zastanawiać nad większą otwartością i przekształcaniem Polski w kraj bardziej multikulturowy? Przecież przed II Wojną Światową tacy właśnie byliśmy. Byłaby to wielka szansa również dla etyki w szkołach, która przecież jest świetną ofertą dla osób o różnych światopoglądach . Trzeba by jednak do tych ludzi wyjść z jakąś ofertą, tak by nie powtórzył się przykład Francji i powstające dzielnice-getta. Do tego właśnie przydałyby się szkoły...