W radiu mówili, że spada czytelnictwo. Podobno tylko 11% Polaków deklaruje, że przeczytało więcej niż jedną książkę rocznie. Dodam przy tym, że książka kucharska również liczyła się jako lektura.
Redaktor prowadzący audycję sugerował nawet, by fragmenty książek dołączać do rachunków za gaz i prąd, które przecież nasi rodacy studiują zwykle z najwyższą uwagą. Za ten miesiąc sto złotych, Litwo ojczyzno moja, ale za wcześniejszy, ty jesteś jak zdrowie, sto trzydzieści było.
W ten sposób, bezboleśnie, zanim się Polak zorientuje - już kilka stron przeczyta.
Ale teraz poważnie - wiele osób jest dumnych z tego powodu, że nie czyta. Rozumiecie, to jest nowoczesne. Czytało się kiedyś. Nikt tego wprost nie mówi, ale ja zdecydowałem się tę myśl przyczajoną głośno wyartykułować. Mało kto się przecież chwali, że disco polo mu się podoba, a "Ona tańczy dla mnie" ma już liczbę wyświetleń porównywalną chyba z kwotą na jaką Polacy zadłużyli się w bankach.
Po co czytać, jeśli jest telewizja? Komputery? Konsole? Tablety? Człowiek to nie jest istota, która robi coś "dla zasady". Kiedyś jechało się koniem, teraz jedzie się samochodem. Pokolenie sentymentalnych zwolenników jazdy koniem wymarło.
Z książką jest jednak inaczej. To coś innego niż film w telewizji. Nie dostajesz gotowca. Sam musisz wyobrazić sobie bohaterów, stajesz się częścią akcji. Nie jesteś przed telewizorem. W książce są tylko litery, ale akcja rodzi się w Twojej głowie, i jest tylko dla Ciebie. Tyle jest książek, co czytelników. Czytanie rozwija wyobraźnię, a bez wyobraźni życie jest diabelnie nudne... tak nudne, że pozostaje jedynie po raz kolejny obejrzeć głupkowaty serial lub program o gotowaniu.
Jeszcze jedno - w krajach Europy Zachodniej czyta się znacznie więcej niż u nas. Nieczytanie nie jest więc wcale podążaniem z duchem czasów. Jest raczej - niestety - wyrazem zaściankowości i cywilizacyjnego zacofania...
Przypominają mi się historie o Indianach, którzy rzeczy cenne, jak ziemia czy złoto oddawali za bezwartościowe, błyszczące paciorki. Im też wydawało się, że postępują słusznie, że robią doskonały interes. My oddajemy nasz czas za bezwartościowe błyskotki, często trwonimy go przesuwając nieistniejące krówki na nieistniejących łączkach facebookowych i naszoklasowych aplikacji. Oglądamy w telewizji tańczących i gotujących gfiasdoróf, którzy nigdy nawet nie dowiedzą się o naszym istnieniu. Dla których jesteśmy nikim. Rozumiecie - to tylko kit. Mydlana opera. Odmóżdżająca ściema. Oni nie uśmiechają się do Ciebie, tylko do kamery. Tymczasem to co cenne, rozwijające wyobraźnię - pokrywa się kurzem na półkach w księgarni.
Przypominają mi się historie o Indianach, którzy rzeczy cenne, jak ziemia czy złoto oddawali za bezwartościowe, błyszczące paciorki. Im też wydawało się, że postępują słusznie, że robią doskonały interes. My oddajemy nasz czas za bezwartościowe błyskotki, często trwonimy go przesuwając nieistniejące krówki na nieistniejących łączkach facebookowych i naszoklasowych aplikacji. Oglądamy w telewizji tańczących i gotujących gfiasdoróf, którzy nigdy nawet nie dowiedzą się o naszym istnieniu. Dla których jesteśmy nikim. Rozumiecie - to tylko kit. Mydlana opera. Odmóżdżająca ściema. Oni nie uśmiechają się do Ciebie, tylko do kamery. Tymczasem to co cenne, rozwijające wyobraźnię - pokrywa się kurzem na półkach w księgarni.