poniedziałek, 11 marca 2013

Panie po co to wszystko?

Najprostsze pytania mają siłę dynamitu. 
Na przystanku przysiadł się do mnie jakiś pijak. Ludzie dookoła pouciekali, bo brzydko pachniał, delikatnie mówiąc. Rozdziawia swoje pełne zepsutych zębów usta i huczy mi do ucha "panie, po co to wszystko?". I pokazuje ruchem głowy na remontowany za unijne pieniądze wiadukt.
"Dają nam kasę i co, za darmo?" - Pyta mnie dalej. 

Już chciałem odpowiedzieć tak, jak mnie nauczył telewizor. Że chodzi o pomoc, i w ogóle, o stabilność. Ale zaraz myślę - stabilność? Czego? Czyją? Czy mnie, Łukaszowi Henelowi, zrobiło się stabilniej? A Tobie Czytelniku? Do licha, może ma facet rację. Od kiedy to ktoś pomaga komuś bezinteresownie? Toż to rzecz bez precedensu w znanej historii ludzkości, wyjąwszy postacie takie jak św. Franciszek z Asyżu. Mam uwierzyć w tę nagłą metamorfozę człowieka? Kanclerz Niemiec i prezydent Francji stali się apostołami miłosierdzia? Bankierzy i korporacje chcą nieść pomoc ubogim? O co tu chodzi? Dlaczego, tak na prawdę, dają te pieniądze?

W telewizji leciała nawet taka reklamówka. Facet krytykuje fundusze unijne i nagle okazuje się, że wychodzi na głupka. Bo jedzie w autobusie dofinansowanym z funduszy, a potem siedzi na szkoleniu z funduszy. Po kiego licha mi jednak autobus z funduszy, kiedy bilet kosztuje coś koło czterech złotych, żebym mógł się tym ładnym autobusikiem przejechać? Pewnie po to samo, co dofinansowane z funduszy szkolenie z wizażu zwolnionemu z pracy górnikowi po pięćdziesiątce...

Może istotnie chodzi o stabilność całej Unii. Może istotnie chodzi o pomoc. Lecz czy w zamian za tę pomoc nie trzeba będzie czegoś zrobić? Czy cena aby nie okaże się wysoka? Czy aby nie jest tak, że na stabilności i bezpieczeństwie finansowym zależy najbardziej zawsze temu, kto najwięcej MA?

Kogo chronią politycy? Biedaków czy finansjerę? Chciałem zapytać tego pijaka, ale zmył się gdzieś niepostrzeżenie.