Postanowiłem poświęcić ten wpis pracy w supermarketach. Poznałem wiele osób, które są zatrudnione w takich sklepach i moje informacje na temat panujących tam warunków pracy są wiarygodne.
Etyka jako taka, nie powinna być nauką oderwaną od rzeczywistości. Filozof, to człowiek, który z uwagą rozgląda się wokół siebie. Tym bardziej trzeba mówić o takich sprawach.
Dzień pracy w supermarkecie zaczyna się od rewizji. Pracownik musi okazać wszystkie wnoszone przedmioty. Również przy wyjściu z pracy jest obszukiwany. Być może nie zgodzicie się ze mną - ale jest to upokarzające. Nie przekonują mnie argumenty typu - "tak jest wszędzie". Kiedyś wszędzie było niewolnictwo, a kobiety nie miały żadnych praw.
Obszukiwanie bez podstaw świadczy o łamaniu zasady domniemania niewinności, przynajmniej w mojej opinii... Powinno być tak, że każdy jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Skoro jednak jest niewinny, to na jakiej podstawie się go obszukuje? Jest traktowany jak złodziej, bez konkretnego powodu. Gdzie tu jest miejsce na szacunek, który się każdemu należy?
Supermarkety zatrudniają swoich pracowników za najniższą krajową płacę. Często dochodzą jednak do wniosku, że to zbyt dużo. Dlatego właśnie, gdy pójdziecie do marketu (uczniowie szkoły średniej mogą zrobić to w ramach zadania domowego) - spostrzeżecie wiele osób ubranych w koszulki agencji pracy tymczasowej. Pracują oni w oparciu o "umowę o dzieło", co jest jawnym pogwałceniem przepisów, jako że każdy z nich otrzymuje z początkiem miesiąca grafik. Wynagrodzenie takiej osoby, płatne od godziny i pozbawione jakichkolwiek składek czy świadczeń - wynosi około 700zł na miesiąc. Ludzie ci nieraz muszą czekać na wypłatę do... końca kolejnego miesiąca.
Rzeczą nie do pomyślenia jest siedzenie lub stanie. Przez osiem godzin dziennie należy poruszać się krokiem "szybkiej kaczki", nawet, jeśli nie ma to akurat sensu. Jeśli nie ma pracy - należy tę pracę symulować. Stojący bez ruchu pracownik (czekający na klienta) jest dla dyrekcji widokiem budzącym wściekłość. Zakazane są również dłuższe rozmowy, także z klientami, w myśl zasady, że ten kto gada - nie pracuje.
W niektórych firmach pracownicy mają zaszyte kieszenie. Nie wiem, może po to, by dać im do zrozumienia, że nie mogą kraść lub po to, by nie mogli włożyć do nich rąk... Nie tylko wkładanie rąk do kieszeni jest zakazane. Niepokój dyrekcji może również wzbudzać: pracownik przestępujący z nogi na nogę (nudzi się!), drapiący się (ma choroby?), dotykający własnych rąk (stoi z założonymi rękami?!).
Jedna i ta sama osoba musi często obsługiwać kilka stanowisk, w zależności od zapotrzebowania. Nie ma szans na to, by POLUBIĆ swoją pracę lub dział. Niby ma to ekonomiczny sens, lecz - cierpi na tym też klient. Pracownik zajęty układaniem towaru może nie zauważyć, że klient pojawił się przy kasie. Nie może też poświecić mu więcej czasu na doradę czy obsługę - niewyłożony towar przecież czeka i - dyrektor - może w każdej chwili się o niego potknąć. Na zachłanności cierpią praktycznie wszyscy za wyjątkiem tych znajdujących się na samym szczycie łańcucha pokarmowego. A i ci nie mogą spać spokojnie, nieustannie wietrząc spisek przeciwko swojej władzy.
Ciekawym z etycznego punktu widzenia faktem jest marnotrawstwo żywności. Żywności uszkodzonej, lecz zdatnej do spożycia, nie można np. rozdać lub zjeść - trzeba ją zniszczyć. Jest w tym coś nieludzkiego, mechanicznego. Pewna przyjaciółka opowiedziała mi jak do restauracji należącej do sieci fast foofów przyszło kilkoro dzieci prosząc o coś do zjedzenia. Kierownik surowo zakazał wydania im kanapek, które wystygły. Należało je wyrzucić.
Inspekcja pracy w naszym kraju jest instytucją niemal fikcyjną. Zatrudnione w niej osoby załatwiają większość spraw przez telefon. Odbywa się to mniej więcej w ten sposób: "tu inspekcja pracy. Czy w zakładzie jest wszystko w porządku? Otrzymaliśmy bowiem niepokojące sygnały...". "Tak, wszystko jest w porządku! - odpowiada dyrektor - w jak najlepszym". Na tym koniec.
Zupełnie inaczej jest, gdy chodzi o grubszą sprawę, tzn. "usadzenie kogoś". Na wyraźny sygnał organy skutecznie eliminują wskazane osoby, które mogłyby stanowić konkurencję. Jeśli kiedyś otworzycie własną firmę i wejdziecie na "zajęty już" rynek - zrozumiecie o czym piszę. Pracownicy Inspekcji i Skarbówki zjawią się u Was najdalej w ciągu dwóch tygodni.
Najgorsze jest to, że nikt nie broni interesów pracowników supermarketów Nie ma żadnej przeciwwagi dla wyzysku. Działa to w myśl zasady "byleby jakaś praca była, bo notowania polityczne nie spadną". Tak właśnie nakręca się machina wyzysku i badanie gruntu... jak jeszcze daleko się można posunąć, by nie było za daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz