Upierdliwy kocmołuch, czyli etyka w szkole. Do czego ona komu potrzebna? Nawet z kuratorium muszą zadzwonić i sprawdzić, ile osób chodzi, żeby się upewnić, czy czasem godziny się nie marnują.
Może udałoby się te drogocenne, dwie godziny przeznaczyć na coś pożytecznego?
Na przykład na naukę gry na cymbałkach? Pomysł wcale nie głupi, bo można by wystąpić w Mam Talent i wygrać nagrodę. Takie rzeczy na prawdę dobrze się sprzedają. Dzieci grające na cymbałkach - to złapie za serce każdego,nawet największego potwora.
Dzisiaj kolejny kubeł zimnej wody wylał się na moją głowę, i to wcale nie z okazji spóźnionego Śmigusa-Dyngusa. Znajoma pani polonistka stwierdziła, że szanse wprowadzenia filozofii w szkołach są - praktycznie rzecz biorąc - równe zeru. Przedmioty humanistyczne, jako nieprzydatne nikomu, są w odwrocie.
Rzecz zrozumiała. Teraz wszyscy kochają fizykę i matematykę. Uczą się też pilnie języków. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy - siłą przyzwyczajenia - że filozofia w ogólniaku jest w zasadzie przedmiotem niezbędnym. Można już ją zdawać na maturze, a w wielu krajach Europy jest pełnoprawnym przedmiotem.
Zamiast niej - ubogi kocmołuch, trzymany w schowku za piecem, jako "alternatywa" dla religii. Etyka rozumiana jako opcja dla nie chodzących na religię...Kto to wymyślił? Zamiast nazwy "etyka" proponuję "niereligia".
Etyka to dziedzina filozofii i jako taka nie jest ani pro-religijna, ani anty-religijna. Jest etyka chrześcijańska i jest etyka niezależna, nie odwołująca się do żadnych poza-światowych uzasadnień. Mogłaby więc być nauczana tak, jak powinna, po prostu jako jeszcze jeden dział filozofii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz