niedziela, 26 stycznia 2014

Konferencja

III  Interdyscyplinarna Konferencja Naukowa
„Filozofia i  etyka w szkole. Edukacja artystyczna – wyzwania”
Poznań, 28-29 marca 2014 (piątek – sobota)
Miejsce – Instytut Filozofii oraz Wydział Studiów Edukacyjnych UAM
Poznań ul. Szamarzewskiego 89 budynek C i E




więcej informacji: TUTAJ


piątek, 17 stycznia 2014

Czyżby powrót filozofii w wielkim stylu?

Ileż już było tych argumentów, jakoby filozofia do niczego się nie przydawała. A tu nagle okazuje się, że filozof Berkeley i wielu innych, jeszcze kilkaset lat temu przewidziało to, co nauka dopiero teraz zaczyna potwierdzać...okazuje się, że nowe teorie z zakresu fizyki nie tylko kierują nas na powrót w stronę filozofii, ale nawet mogą pomóc tej ostatniej odpowiedzieć na największe pytania ludzkości.





Natrafiłem na ciekawy artykuł na temat biocentryzmu i zachęcam do jego przeczytania:


Pojawia się tam interesująca hipoteza (należy jednak na tym etapie mówić o hipotezie), że świadomość, a nie materia, są podstawowym "budulcem" Wszechświata. Świadomość jako taka jest pozaczasowa. Przemijanie więc wynika jedynie z faktu, że póki istnieje nasze ciało - my się z nim identyfikujemy. To ciało podlega czasowi i przestrzeni, a nie świadomość. 
Już wielokrotnie, eksperymentalnie potwierdzono teorię filozoficzną mówiącą, że akt obserwacji wpływa na rzeczywistość. Co to może oznaczać? Berkeley powiedziałby, że "istnieć, to znaczy być postrzeganym". Być może materia "istnieje" o tyle tylko, że jest postrzegana przez świadomość. Jest więc... wytworem samej świadomości. Być może podobnie jak przestrzeń i czas. Już w czasach starożytnych filozof Parmenides wypowiedział na pozór banalną prawdę, że "byt jest, a niebytu nie ma". Nic, co rzeczywiście istnieje nie może przeminąć. Przeminąć mogą jedynie te rzeczy, które są pozorne. W ten sposób można rozwiązać zagadkę czasu (czy czas jest od zawsze?) a także przestrzeni (czy Wszechświat ma koniec? Co jest poza kresem Wszechświata?). Można bowiem przyjąć, że to pozaczasowa i pozaprzestrzenna świadomość są podstawowym budulcem i jedyną prawdziwą rzeczywistością, a czas i przestrzeń to jedynie jej wytwory.

Rozumując jednak w ten sposób trzeba się wystrzegać nadmiernego "mistycyzmu". Nie chodzi tutaj o to, że możemy za pomocą naszej myśli kształtować rzeczywistość. Niestety, osobiście nie wierzę w chwytliwe pseudonaukowe teorie mówiące o sile "pozytywnego myślenia".  Natomiast hipotezę, że nasze istnienie osadzone jest w pozaprzestrzennej i pozaczasowej "warstwie" rzeczywistości - uważam za całkiem sensowną. Chociażby dlatego, że teoria ta w sposób elegancki odpowiada na pytanie: "dlaczego, u licha, w ogóle jestem?". Odpowiada - ponieważ zawsze byłeś. Byt jest, a niebytu nie ma - jak mówił Parmenides.

Być może tej teorii nie należy rozpatrywać na gruncie mistycyzmu, a zwykłej, opisującej rzeczywistość nauki. Może takie są prawa przyrody - że świadomość istnieje wiecznie i manifestuje się na różne sposoby.  Niekoniecznie muszą tym kierować jakieś "tajemnicze siły". Może nawet tak będzie prościej, bo unikniemy kolejnej pułapki pod tytułem - co kieruje z kolei tymi siłami :-)

Wreszcie, teoria ta mogłaby wyjaśniać jeszcze inne zagadki. Czemu właściwie Wszechświat jest poznawalny? Dlaczego język przyrody jest dla nas zrozumiały? Dlaczego, posługując się samym myśleniem jesteśmy w stanie przewidywać np. gdzie upadnie wystrzelony z armaty pocisk? Dlaczego przyroda w pewien sposób "stosuje" się do rozmaitych praw, które my z kolei odkrywamy?


Rodzi to niebywałe konsekwencje. Możemy przypuszczać nie tylko, że w momencie śmierci nasza świadomość odrodzi się w innym miejscu i czasie, ale nawet - że we Wszechświecie istnieje znacznie więcej bytów "świadomych", niż nam się wydaje. Może to mieć też duże konsekwencje dla etyki. Z jednej strony -  jeśli świadomość może się odradzać i "przemieszczać", to powinno się w sposób szczególny szanować życie pod każdą postacią. Z drugiej jednak strony prowadzi to też do dużego optymizmu - jeśli nawet jakiś przejaw świadomości zostanie zniszczony - nie znika na zawsze i może przybrać jeszcze bardziej interesującą i wartościową formę. Zmienia to całkowicie sposób myślenia o życiu i jego celach.

Tak to "głupie" filozoficzne pytania, które zadaje sobie bardzo wielu ludzi:
Kim jestem? Skąd przychodzę? Dlaczego jestem tym, kim jestem? - Doczekały się być może właśnie bardzo ciekawych, czysto naukowych (a może filozoficznych?) odpowiedzi.

Co nam po tej filozofii?

Filozofia jest w Polsce dość negatywnie postrzegana. Właściwie żadnemu "zdrowo" myślącemu człowiekowi nie wypada zajmować się filozofią. Samo słowo "filozof" stało się synonimem osoby oderwanej do rzeczywistości. Wydaje się, że na taki obraz filozofii i filozofa pracowano u nas w kraju przez całe dziesięciolecia. Tymczasem we wszystkich rozwiniętych społeczeństwach było i jest miejsce dla osób zajmujących się tą dziedziną.

W jednym ze słowników można przeczytać, że "filozofia, to systematyczna, krytyczna refleksja nad człowiekiem, bytem i poznaniem". Brzmi dość tajemniczo... ale co te słowa oznaczają w praktyce? Filozof to osoba, która zastanawia się nad pozyskaną wiedzą i krytycznie ją ocenia.

Weźmy prosty przykład. Telewizja lansuje pewne modele życia. Rzadko kiedy myślimy o niej w ten sposób, a jednak ma ona ogromny wpływ na psychikę milionów ludzi. Podobną rolę pełni Internet. Nieustannie jesteśmy bombardowani reklamami. W popularnych serialach nigdy nie występują ubogie, wielodzietne rodziny. Akcja zwykle rozgrywa się w środowisku ludzi "sukcesu", gdzieś pod Warszawą. Jeżdżą dobrymi samochodami i mają ładne domy. Problematyka głównie obraca się wokół tego, kto z kim ma romans i kto komu "podkłada świnię". Są to produkcje skierowane jak gdyby do starszej plotkarki z małego miasteczka, która lubi podglądać życie sąsiadów. Z tą różnicą, że zamiast wyglądać za okno - wpatruje się w ekran telewizora. Tymczasem w mózg wsącza się papka. Widz pragnie stać się podobnym do bohaterów z telewizji. Chce żyć tak jak oni. Nie potrafi odnaleźć samego siebie, znaleźć czegoś, co właśnie jemu sprawiałoby prawdziwą radość. 

Problem ten dotyka również dzieci i młodzież. Rzeczą kluczową staje się własność i posiadanie jak największej liczby gadżetów. Każdy chce być modny i bogaty. I oczywiście, nie ma w tym nic złego, tak było zawsze. Chodzi raczej o skalę tego zjawiska i jego konsekwencje we współczesnych czasach. Telefon już po roku przestaje być modny, podobnie jak ubranie. Potrzeba dorównania innym staje się tak silna, że ludzie bez większego namysłu zadłużają się w bankach. Tymczasem władza nadal tkwi w błędnym przekonaniu, że jest to proces korzystny, napędzający całą gospodarkę. Owszem, napędza może i gospodarkę, ale Chin i Indii, gdzie produkowane są te wszystkie wyroby. Rośnie zadłużenie, niż demograficzny, zanieczyszczenie środowiska. Problem leży właśnie w tym, że ludzie są zbyt podatni na tego rodzaju manipulacje. Potrzeba "nowego stylu życia" stała się silniejsza nawet niż chęć posiadania potomstwa.

Im społeczeństwo jest bardziej bezkrytyczne, tym lepiej dla banków, korporacji i wszelkiej maści posiadaczy. Kluczem natomiast do uzyskania takiego społeczeństwa jest pozbawienie go zdolności do krytycznego myślenia. Miejsce wyobraźni zajmuje naśladownictwo. Wydaje nam się często, że będziemy szczęśliwsi naśladując postać z telewizji, niż spełniając nasze własne marzenia. Synonimem sukcesu staje się przystojny "doktor z serialu". I tylko taki człowiek zyskuje obecnie powszechny szacunek. To idealna sytuacja dla sprzedawców i bankierów. Żeby "osiągnąć sukces" weźmiemy każdą pożyczkę, zrezygnujemy z posiadania dzieci, będziemy harować w pracy, której szczerze nienawidzimy. W efekcie mamy tysiące lekarzy, którzy poszli na studia dla pieniędzy. Tyle samo sędziów i polityków, którzy myślą jedynie o karierze. 

Czy istnieje jakaś recepta? Oczywiście, że tak. Jest pewna dziedzina, która zajmuje się krytyczną refleksją i posiada silne właściwości demaskatorskie. Nazywa się filozofia. Wprowadzona podczas wychowywania młodych ludzi może w pewnym stopniu zaostrzyć ich krytyczne spojrzenie na świat. Sprawić, że będą bardziej liberalni. Że będą poszukiwali w życiu własnych dróg. Być może część z nich wybierze modele życia zupełnie inne od tych, które lansuje telewizja. Być może "kariera" będzie oznaczała dla nich coś innego - rozwijanie swoich zdolności, sport, pisarstwo, hobby, podróże. Zapewne staliby się bardziej życzliwi wobec innych i mniej przywiązani do "swoich" rzeczy. Zmieniłoby się ich rozumienie "sukcesu". Być może "sukces" zacząłby oznaczać coś innego - miły czas spędzony w gronie znajomych, spokojne popołudnie, wyprawę na ryby, ciekawy film, wieczór spędzony na majsterkowaniu, ładną pogodę w weekend, przejażdżkę na rowerze dla przyjemności, fajne zdjęcie pstryknięte w parku... Ale to niebezpieczne. Oznaczałoby zmiany w sposobie myślenia, mniejszą liczbę klientów, mniejsze dochody, mniejszą sprzedaż, mniejszą kontrolę nad tym co ludzie myślą, robią, i na kogo zagłosują. 

Lepiej pracować nad tym, by filozofia uchodziła za dziedzinę, która jest absolutnie, do niczego i nikomu niepotrzebna. A już broń Boże - by nie znalazła się w szkole.



niedziela, 5 stycznia 2014

Przysposabiać do zawodu czy uczyć i wychowywać?

Obecnie w Polsce filozofia stanęła "pod murem". Pluton egzekucyjny już przeładowuje broń. Nie dość, że praktycznie w żadnej szkole się jej nie uczy, to jeszcze w dodatku coraz chętniej mówi się o zlikwidowaniu filozofii na wyższych uczelniach. 
Przychodzi mi do głowy takie porównanie. Wyobraźmy sobie nowoczesne mieszkanie wyposażone w pralkę, lodówkę, zmywarkę i telewizor. Oprócz tych wszystkich użytecznych rzeczy mamy jeszcze w mieszkaniu pamiątkowe zdjęcia, biblioteczkę, kilka całkiem niezłych obrazów, kolekcję płyt, czyli tzw. rzeczy "niepraktyczne". A teraz wyobraźmy sobie, że właściciel postanawia pozbyć się zdjęć, biblioteczki, obrazów i płyt. Ładuje to wszystko do bagażnika samochodu i wywozi na pchli targ. Sprzedając to wszystko zdobędzie parę groszy. Na, dajmy na to, suszarkę do włosów. Czy na pewno jego postępowanie jest takie racjonalne? Pralka po kilku latach się zepsuje. Do sprzedaży wejdą telewizory nowej generacji. Tymczasem wartość przedmiotów "niepraktycznych" z czasem mogłaby wzrastać. A nawet jeśli nie, to przecież i tak mają one swoją "niematerialną", trudną do przeliczenia na pieniądze wartość. Zgoda - nie dla każdego. Ale co sądzić o człowieku, dla którego to co jest w jakiś sposób piękne nie ma żadnego znaczenia? Oczywiście, takich osób jest mnóstwo. A jednak czy to właśnie one powinny decydować w resorcie edukacji? Czy postępowanie obliczone na krótkotrwałą oszczędność, czy nikły zysk jest zawsze mądre? Chyba nie do końca...









Problemy, z jakimi boryka się obecnie filozofia zmuszają do postawienia kilku ważnych pytań. Przede wszystkim, kim właściwie jest człowiek? Czy jest jedynie trybikiem w liczącej pieniądze maszynie ekonomicznej? Czy jest jedynie pracownikiem? Czy wszystko, czego potrzeba do szczęścia to samochód i praca? Na pierwszy rzut oka taki właśnie jest cel milionów ludzi. A jednak, czy jego osiągnięcie prowadzi do samorealizacji? Oczywiście, że nie. Czy prowadzi do szczęścia? Rzecz jasna - pozornie. Zawsze można przecież mieć lepszy samochód i lepszą pracę. A jaka to życiowa tragedia, gdy już wyszarpując sobie żyły kupiliśmy wreszcie dobry samochód, a tymczasem sąsiad kupił sobie jeszcze lepszy? Cóż za tragiczna niesprawiedliwość losu! Zawsze można mieć jeszcze lepszą pracę, jeszcze lepszy samochód, jeszcze lepiej się "pokazać", jeszcze więcej "zaoszczędzić". 

 Nigdy nie jest dosyć. Życie współczesnych ludzi jest rozdarte między dwiema skrajnościami - frustracją i nudą. Pracują, żeby zarabiać, zarabiają, żeby pracować. Zazdrość, rywalizacja, nieustanny kierat, chwile wytchnienia przed telewizorem i na zakupach. Czy człowiek może się w taki sposób spełniać? Jeśli tak, to jedynie na krótką metę. 

Wbrew pozorom nie jest to jedynie czcze gadanie. Jeśli nie będziemy wiedzieli kim właściwie jesteśmy, to nie odpowiemy sobie na pytanie, jak mamy wychowywać nasze dzieci... W moim przekonaniu nie można widzieć w nich jedynie przyszłych pracowników. Przede wszystkim, chcielibyśmy chyba widzieć w nich szczęśliwych ludzi. Tak to już jest, że człowiek z natury dąży do poznania świata i zadaje sobie mnóstwo pytań. Częścią tych pytań zajmuje się właśnie filozofia. Jeśli nasze dzieci mają być szczęśliwe, to muszą żyć świadomie. A żeby żyć świadomie - trzeba się zastanawiać. Zastanawianie się nie jest ani głupie, ani niepotrzebne. Czasem nawet banalne pytania prowadzą do ciekawych odkryć czy wniosków. 

Właśnie dlatego wielkim błędem w wychowywaniu młodych ludzi jest rezygnacja z filozofii. Kształcenie człowieka powinno odbywać się zawsze wielokierunkowo. Z jednej strony praktyczne umiejętności, a z drugiej strony teoretyczne rozważania. Jesteśmy ludźmi właśnie dlatego, że się zastanawiamy. Czujemy swoją odrębność od świata który nas otacza, zadajemy sobie pytania o cel i sens tego wszystkiego. Gdyby było inaczej - bylibyśmy po prostu maszynami, robotami. Człowiek, który udaje robota raczej nie będzie szczęśliwy. 

Tymczasem wszystko zmierza właśnie w tym kierunku. Ze szkół chce się wyrzucić wszystkie przedmioty, które zachęcają do jakiejkolwiek refleksji. Pozostaje jedynie "techniczna umiejętność'. To wielki błąd. Celem szkoły powinno być uczenie i wychowywanie, a nie jedynie mechaniczne przysposabianie do zawodu. 

środa, 1 stycznia 2014

Filozofia na cenzurowanym

Trwa batalia o utrzymanie studiów filozoficznych w Białymstoku. Mówi się wiele o bardzo złej kondycji instytutów filozofii w całym kraju. Być może niedługo studia filozoficzne znikną z uniwersytetów, za wyjątkiem dużych ośrodków jak Kraków, Warszawa czy Poznań. 
Gdzie leży przyczyna?
Czy jest sens bronić studiów filozoficznych w Polsce?

W moim przekonaniu lepiej byłoby walczyć o wprowadzenie filozofii do szkół średnich, a zwłaszcza do liceów ogólnokształcących. W tym przypadku opinia o bezcelowości nauczania filozofii jest błędna. Przedmiot ten można już od pewnego czasu zdawać na maturze i uczniowie powinni mieć możliwość uczęszczania na takie zajęcia. 

Filozofia jest potrzebna, szczególnie w profilach humanistycznych. Uczeń LO powinien się z filozofią spotkać. Argumentacja, że wiedza o filozofii jest takim uczniom niepotrzebna to nieprawda. Ktoś, kto chce zdobyć ogólne wykształcenie nie może uczyć się jedynie rzeczy praktycznych. Musi mieć też przedmioty teoretyczne, zapewniające szersze spojrzenie na świat. Rozumując w ten sposób powinniśmy zlikwidować język polski, historię, geografię i inne przedmioty. 

Gdyby wprowadzono filozofię do szkół średnich, jej absolwenci mogliby dostawać pracę jako zwykli nauczyciele. Wystarczy wprowadzić jedną godzinę tygodniowo. 

Uniknęlibyśmy w ten sposób absurdów, które dotykają etykę, wprowadzaną na zasadzie "przeciwwagi" dla religii. Takie postawienie sprawy wzmaga tylko niechęć wobec absolwentów filozofii. Etyki ma być tyle samo co religii - i w rezultacie - jest jej "za dużo". Nie ma sensu trzymać dziecka z zerówki dwie godziny w klasie razem z szóstokalistami! To jest dla niego zwyczajnie męczące. Moim zdaniem, nauczanie etyki w młodszych klasach powinno sprowadzać się do krótkich zajęć, typu pogadanka (10min) plus zabawy, rysunki, kolorowanki - maksymalnie jedna godzina! 

Natomiast jedna godzina filozofii w szkole średniej byłaby idealnym rozwiązaniem i dla absolwentów chcących znaleźć pracę, i dla uczniów. Gdyby w każdej klasie była jedna godzina - uzbierałaby się jakaś sensowna część etatu. Żadnych spędów i spotkań po lekcjach w grupach międzyklasowych.  Filozofia i etyka nie powinny być rozpatrywane w jakiejkolwiek relacji z zajęciami z religii. To dwie, odrębne od siebie sprawy i również wymiar tych godzin powinien być ustalany niezależnie.